Niczego lepszego nie znajdziecie - tak się gra na Węgrzech (wideo)
01.11.2017 17:05 Źródło: inf. własna
komentarzy 0
Pojechać do Budapesztu i nie pójść na największy ligowy klasyk Europy FTC - Gyori Audi ETO to grzech? Grzech, o ile kocha się kobiecy szczypiorniak miłością czystą i prawdziwą. Niczego lepszego nie ma w ligowym menu żeńskiego szczypiorniaka na Starym Kontynencie.
![]()
Zdobycie akredytacji dziennikarskiej na to spotkanie okazało się zresztą nie lada wyzwaniem, ale na miejscu przekonałem się, zresztą nie po raz pierwszy, że o ile Ferecvaros sportowo może pokonać ETO, o tyle organizacyjnie został hen w tyle.
I nie mówię tylko o warunkach, które tworzy zbyt mała na takie widowiska Gyula Elek Arena, nazywana twierdzą i zamkiem słynnego klubu ze stolicy kraju. Kto zresztą śledzi europejską piłkę, wie, że FTC musi rozgrywać spotkania Ligi Mistrzyń poza własnym obiektem, najczęściej w miasteczku Dabas położonym o ponad 30 kilometrów od Budapesztu.
We wtorek niekorzystne wrażenie robił brudny parkiet, szczególnie na polach bramkowych czy widok sektora VIP i kilkunastu pustych krzesełek, podczas gdy na dwóch innych trybunach widzowie tłoczyli się niczym sardynki w puszce. Pamiętam klimaty hali Mosir w Lublinie z czasów Ligi Mistrzyń, czy szkolną salę w Lubinie i piąty mecz finałowy z 2011 z redaktorem Wesołowskim stojącym na dwóch krzesłach wśród widzów i dyktującym relację tekstową do Przeglądu Sportowego przez telefon.
Tak też można bawić się w szczypiorniak, pytanie, czy na pewnym poziomie nie trzeba trzymać jednak wyższych standardów. Zatrudnić lepszego oficera prasowego, która nie będzie bał się poprowadzić konferencji pomeczowej i przypilnuje minimalnego komfortu prasy przedstawicieli mediów, przygotować więcej atrakcji niż występ sympatycznej dziewczynki ze skakanką.
FTC to zbyt wielki klub, by nie chcieć się rozwijać. Owszem, ktoś powie, że to tylko detale, ale to detale, które też tworzą atmosferę i ogólny odbiór całego wydarzenia. Na szczęście są takie mecze, gdy zapomina się o wszelkich niedogodnościach i słabych organizatorach, bo poziom sportowy + emocje trzymają widza w napięciu do samego końca spotkania . Tak było właśnie w Budapeszcie w chłodny październikowy wieczór.
![]() ![]() Ambros Martin
Tuż po zmianie stron ważne bramki rzuciła jeszcze młodsza Greta Marton i Dorottya Faluvegi, co podkreślał już po meczu trener Elek, chwaląc, że to właśnie te nowe nadzieje Budapesztu dały drużynie wiarę, że może pokonać Gyor. Ambros Martin takich możliwości manewru nie miał. Mógł zmienić najwyżej Broch na kole, wprowadzić Anję Althaus, wpuścić na lewe skrzydło Szidonię Puhalak, by do drugiej linii przeszła Anita Gorbicz. I tyle.
W 38.minucie miejscowe prowadziły już 18:13, doskonale dowodzone przez Kovacsicz i Penę . Chyba właśnie dopiero wtedy kibice FTC, na fali entuzjazmu, mogli przekrzyczeć liczną grupę fanów ETO. Potem nastąpił kolejny zwrot, bo niezniszczalna Gorbicz zdobyła z karnego gola kontaktowego na 20:21, a niedługo potem ta, która zastąpiła ją na lewym skrzydle, czyli Puhalak wyrównała stan konfrontacji.
Wściekły na sędziów Elek dostał żółtą kartkę, po chwili wziął czas i starał się opanować emocje swoje i zespołu. Udało mu się - ostatni remis zanotowano w 56.minucie, a gole Peny i Snelder (rzutem na pustą bramkę przez ¾ boiska) przybliżyły miejscowe do zasłużonego triumfu.
Swoją cegiełkę dołożyła też niewidoczna wcześniej prawoskrzydłowa Viktoria Lukacs, a że słabiej dysponowana Eduarda Amorim wyrzuciła piłkę poza linię końcową, już nic nie mogło odebrać dwóch punktów gospodyniom.
[wideo] Węgierski klasyk w Budapeszcie - część 1
[wideo] Węgierski klasyk w Budapeszcie - cześć 2
Z Budapesztu Michał Pomorski TAGI: gyori audi eto węgry
oceń
![]() ![]() ![]() ![]() Zapisz się, a będziesz otrzymywać newsy prosto
na Twoją skrzynkę e-mailową! Wpisz swój e-mail
|